„Jeśli się reprezentuje cały naród, to reprezentuje się
również ateistów, Żydów, prawosławnych, czy protestantów.”
Powyższy cytat pochodzi z wywiadu z profesor Magdaleną
Środą, odnoszącego się do badania dotyczącego opinii Polaków w sprawie
włączania mszy do uroczystości państwowych [1] (50% jest zdania, że
uroczystości państwowe powinny posiadać elementy religijne, 37% jest przeciw,
13% nie ma zdania). Etyczka jako przykład pokazała prezydenta Francji w latach
1959-1969, Charlesa de Gaulle’a, który pomimo swojej katolickiej wiary w
kościele nie klękał. Tylko czy to rzeczywiście oznacza, jak chce profesor
Środa, że taka postawa oznacza reprezentowanie całego narodu? A co więcej, czy
reprezentowanie całego narodu jest w ogóle możliwe?
"Na uroczystościach państwowych w ogóle nie powinno być Kościoła. Nie może tak być, że urzędnicy państwowi, którzy pracują za nasze pieniądze, ostentacyjnie dawali do zrozumienia, że bliżsi są im katolicy. Uczestniczenie w mszach przed kamerami ma znaczenie polityczne"
Magdalena Środa [1]
Magdalena Środa [1]
Przeglądając wywiad z panią Małgorzatą Terlikowską [2], żoną
prokatolickiego dziennikarza Tomasza Terlikowskiego, daje odpowiedź
jednoznaczną. Nie. Górnolotna idea, zgodnie z którą demokratycznie wybrany prezydent,
czy dowolny inny polityk, reprezentuje cały naród, jest z definicji pozbawioną
podstaw realności utopią. Jest utopią dzisiaj, będzie jutro. A co więcej – ta
idea była utopią nawet we Francji de Gaulle’a. Z czego zapewne profesor Środa
świetnie zdaje sobie sprawę, ale ma dziwną przypadłość używania wybranych
danych do udowadniania swoich tez. Co piszę z żalem, bo w wielu koncepcjach mam
podobne poglądy, i trochę mi żal, że poważny autorytet naukowy postępuje w ten
sposób.
"Teraz badania pokazują, że proces laicyzacji postępuje. Blisko 40 proc. powiedziało, że rozumie ustrój polityczny Polski. Mamy przecież konstytucję, która oddziela państwo od Kościoła. Mamy też niezależność i prawa różnych Kościołów"
Magdalena Środa [1]
Magdalena Środa [1]
Ale wracając do wywiadu z Małgorzatą Terlikowską. Wysłuchując
ksenofobicznych, chorych a często po prostu
dziecinnie głupich opinii jej męża, nie spodziewałem się jakiś myśli
błyskotliwych i światłych. I nie zawiodłem się. Ale jedna rzecz zwróciła moją
uwagę. Mianowicie sposób wychowywania dzieci. Sposób dość przerażający.
Oczywiście każdy ma na tym polu pełną dowolność i może ustawiać w potomkach
dowolne systemy wartości czy postępowania, ale czy zamykanie dzieci w wąskim getcie
własnych poglądów ma sens?
"Świadomie wysłaliśmy córkę do szkoły katolickiej, prowadzonej przez ludzi ze środowiska, z którego myśmy wyrośli, przez osoby o bardzo ugruntowanych wartościach. Chcieliśmy, żeby miała ten sam przekaz w domu i w szkole"
Małgorzata Terlikowska [2]
Małgorzata Terlikowska [2]
I nie mam na myśli tłumaczenia, że mama i tata widzą świat w
taki a nie inny sposób. Mam na myśli sytuację, w której mama i tata wraz ze
swoimi poglądami stanowią jedyny istniejący świat. W świecie Terlikowskich wartości
katolickie są jedynymi istniejącymi? Przekazywanymi dziecku tak w domu jak w
szkole i na podwórku? Dziecku odciętemu od telewizji a zapewne i od Internetu.
Obracanie się w kręgu ludzi żyjących tym samym stylem, wyznających te same
poglądy na świat, tak samo oceniających „odmieńców” ma oczywiście swoje plusy.
Dzieciom jest łatwiej poruszać się w takim wirtualnym kloszu. Problem w tym, że
wcześniej czy później, zderzą się z realnym światem. I to nie będzie ani miłe,
ale zdrowe. Tak dla samych dzieci, jak i świata.
"My też nikogo nie skreślamy, nie potępiamy. Nie uważamy, że ten człowiek jest zły, skreślony i nie ma szans. Natomiast chcemy od małego uczyć nasze dzieci, że mama i tata, rodzina - to są wartości. I chcemy, żeby córka w takim środowisku rosła i później w swoim życiu to stosowała"
Małgorzata Terlikowska [2]
Małgorzata Terlikowska [2]
I tu wracamy do stwierdzenia profesor Magdaleny Środy. Nie
istnieje prezydent łączący w sobie poparcie każdego światopoglądowego getta.
Każdego, bo getto katolickich fundamentalistów nie jest wyjątkowe. To samo
dotyczy zwolenników tezy zamachu w Smoleńsku 2010, fanów czy wrogów takiej a nie innej używki czy chociażby skrajnych propagatorów feminizmu. Im mniej
platform umożliwiających porozumienie pomiędzy grupami, tym mniejsza szansa na
prezydenta będącego prezydentem wszystkich Polaków. A patrząc przez pryzmat
wywiadu z Małgorzatą Terlikowską, potrzeba jeszcze wielu pokoleń, aby taka
głowa państwa mogła, przynajmniej teoretycznie, zaistnieć. A nawet abyśmy
zaczęli pracować nad wzajemnym zrozumieniem i akceptacją. Choćby w wymiarze
chrześcijańskim.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz