Demokracja według większości nową koncepcją nie jest i już
wielokrotnie w różnych miejscach i czasach była stosowana. Z opłakanymi
skutkami.
rys. Andrzej Mleczko |
Wróciły czasy, kiedy Lech Wałęsa tłumaczy, co Lech Wałęsa
powiedział mówiąc to, co wszyscy słyszeli.
Walczyłem, zwyciężyłem, demokracja, pluralizm, wolność dla wszystkich.
Chociaż wolność w przypadku mniejszości należy stosować proporcjonalnie do
wielkości mniejszości. Mniejsza mniejszość może nawet zasiadać w Sejmie, ale
jeśli większość działań mniejszości kłuje Lecha w oczy, a nawet go terroryzuje,
co najwyżej mogą pooglądać sejmowy budynek z zewnątrz. Najlepiej manifestując
poparcie dla większości w atmosferze wzajemnego zrozumienia [1].
"Ja zawsze będę walczył o mniejszości, ale proporcjonalnie do ich wielkości"
Lech Wałęsa [1]
Lech Wałęsa [1]
Na pierwszy rzut oka przemyślenia Wałęsy na temat demokracji
to tylko jego prywatne opinie, bezmyślnie powtarzane przez media tak, jakby
miały wpływ na Polskę bądź jakąkolwiek wartość merytoryczną. Mają jedynie
wartość medialną, co widać po ilości artykułów, wywiadów i opinii, którymi
gazety i telewizje uporczywie nas bombardują. Ale jeśli prześledzimy tragedie
wielu krajów, wielu narodów i wielu mniejszości, i zadamy sobie trud dotarcia
do wydarzeń je poprzedzających, wypowiedzi takich jak Lecha Wałęsy, pomimo
całej jej bezmyślności, lepiej nie lekceważyć.
Pytając wprost – czy aktualna sytuacja na Węgrzech jest
realnym zastosowaniem powyższej koncepcji demokracji? Czy większość może
dyktować swoje prawa wszystkim obywatelom? Nie sądzę, aby Wałęsa zdawał sobie
sprawę z praktycznych konsekwencji swoich słów ani z tego, by w ogóle
zastanawiał się nad takimi sprawami. W przeciwieństwie do innych polityków, na
czele z Jarosławem Kaczyńskim i Jarosławem Gowinem. Czy wydarzenia na Węgrzech
są dla nich ostrzeżeniem czy zachętą?
"Na kilka godzin przed głosowaniem rzeczniczka Komisji Europejskiej zapowiedziała, że "w razie konieczności użyte zostaną wszelkie środki", aby na Węgrzech przestrzegane były rządy prawa."
za tvn24.pl [2]
za tvn24.pl [2]
Ujmując sprawę w telegraficznym skrócie: węgierski Parlament
przegłosował zmiany w Konstytucji, na mocy których Parlament będzie decydował m.in.
o legalizacji kościołów. Wzmocnione zostało małżeństwo jako związek kobiety i
mężczyzny, zakazane prowadzenie kampanii wyborczych w mediach komercyjnych czy umożliwienie
karania bezdomnych za pojawianie się „w określonych obszarach przestrzeni publicznej” [2]. Do kompletu ograniczono
możliwość działania Trybunału Konstytucyjnego a sprawy sądowe będą podlegały
nowej instytucji, Narodowemu Urzędowi Sądownictwa. Dramat? Tak, ale z całą
pewnością nie dla wszystkich.
W pełni solidaryzuję się z Bratankami w ich protestach
przeciwko stosowaniu demokracji, w której decyduje większość. Patrząc na
ograniczenie roli Trybunału Konstytucyjnego nawet trudno powiedzieć czy to
jeszcze demokracja czy już dyktatura. Węgrzy mają problem, Unia ma problem,
Polska również. Nie dlatego, że dotyka nas to w jakiś bezpośredni sposób.
Dlatego, że podobny scenariusz możliwy jest i u nas!
Zerkając na stan naszej sceny politycznej wyraźnie widać
zdecydowaną dominację dwóch partii: PO oraz PiS. Problem w tym, że o ile PiS to
przysłowiowy „jednolity monolit” o tyle Platforma to duży organizm
wielokomórkowy. Coś na wzór państwa dzielnicowego znanego z historii Piastów. I
tak jak w dawnych czasach tak i obecnie w PO, „król” nie stanowi o jego
trwałości. Platforma się rozleci. Co dalej?
"Poprawki - dodał - budziły "poważne obawy, że mogą osłabić standardy demokratyczne na Węgrzech"; możliwe jest, że będą miały negatywny wpływ na rządy prawa i przestrzeganie praw podstawowych"
Martin Schulz, przewodniczący PE, za tvn24.pl [2]
Martin Schulz, przewodniczący PE, za tvn24.pl [2]
Rozpad partii Donalda Tuska niewątpliwie zmniejszy dla niej
poparcie. Pytanie o ile, i o ile przełoży się to na wzrost poparcia dla PiS i
jego przystawek? Czy Jarosław Kaczyński, wsparty częścią PO skupioną wokół
Gowina, Solidarną Polską i całą masą prawicowych kanap będzie w stanie zdobyć
większość mandatów w Parlamencie? Jak bardzo cena, jaką za poparcie zażąda Episkopat,
odbije się na prawach mniejszości? Czy nowa IV RP będzie budowana na fundamencie
koncepcji głoszonych przez polski Kościół? I bynajmniej nie są to rozważania oderwane
od rzeczywistości czy pozbawione podstaw. Są jak najbardziej wpisane w możliwe realne
scenariusze.
Patrząc przez pryzmat Węgier na słowa Wałęsy – czy demokracja
rzeczywiście oznacza prawa „proporcjonalne” do wielkości danego środowiska? Czy
ostatni spór w Sejmie dotyczący związków partnerskich dotyczył tylko tego
zagadnienia, czy stanowił dyskusję o fundamentach państwa, w którym większość
ustala zasady życia mniejszości, nawet wbrew realnej sytuacji? Słuchając
biskupów, Wałęsów, Gowinów czy Godsonów mam poważne wątpliwości, czy Węgry nie są
dla nich punktem odniesienia, do którego będą dążyli w swoich poczynaniach.
Do czego zmierzam? Do demokracji w praktyce. Ten artykuł nie
powstał z troski o Węgrów czy z obowiązku odniesienia się do słów Lecha Wałęsy.
Artykuł został napisany ku przestrodze dla wszystkich, którzy nie mają na kogo
głosować i na wybory pójść nie zamierzają. Ja też nie mam. Ale mam przeciwko czemu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz