Po zakończeniu jednego burzliwego serialu z Donaldem Tuskiem
i Jarosławem Gowinem w rolach głównych, wolny czas mediów i telewidzów
postanowili wypełnić Leszek Miller i Ryszard Kalisz.
mem za kaderem z "Matrix" |
licencja: (CC) Creative Commons |
Z jednej strony wojujący statutem Leszek Miller i
zdecydowana większość zarządu SLD, z drugiej strony Ryszard Kalisz zasłaniający
się swoim dorobkiem w partii [1, 2]. A gdzieś w tle aktualne sondaże wskazujące,
że powrót Aleksandra Kwaśniewskiego do polityki niekoniecznie jest pomysłem
trafionym [5]. Głosy wyrażające zadowolenie z tego faktu i dezaprobatę
rozkładają się mniej więcej po połowie, co źle wróży na przyszłość, której
jedną z cech szczególnych jest, generalizując, gwałtownie spadające poparcie
dla nowych, politycznych koncepcji. Czego wiele inicjatyw doświadczyło i
jeszcze nie raz doświadczy.
"Ja jestem najlepszym przykładem, że można opuścić SLD i do niego wrócić, a nawet zostać wybranym przewodniczącym"
Leszek Miller [1]
Leszek Miller [1]
Polityka to sport dość brutalny. Może nie tak bardzo jak curling,
ale wybijanie przeciwnika do delikatnych zajęć nie należy. Jak to kiedyś ujął
Leszek Miller: „W Polsce topór wojenny zakopuje się razem z wrogiem” [cyt. z
pamięci]. O czym szef SLD świetnie pamięta, przypominając, jak swego czasu SLD
go nie zakopało, dzięki czemu wrócił i niczym mityczny bohater stanął znów na
czele partii. I raczej on sam tego błędu nie popełni. Wybicie Kalisza poza krąg
SLD pozbawi go możliwości powrotu do struktur partii na wiele lat, a przynajmniej
do czasu abdykacji Leszka Millera. Można by rzec: „no nareszcie”, „tak się
skończyć musiało”, ale w sumie trochę żal.
"Żaden członek SLD, a tym bardziej członek najwyższych władz partii, nie może działać na rzecz innego ugrupowania. Jeżeli Ryszard Kalisz chce być łącznikiem między innymi ugrupowaniami czy organizacjami, to może nim być jedynie jako łącznik SLD"
Joanna Senyszyn [3]
Joanna Senyszyn [3]
Z jednej strony rozumiem Millera, który nie może pozwolić,
żeby wysokiej rangi działacze partii popierali konkurencyjne inicjatywy [Rząd techniczny, inicjatywa obywatelska], z
drugiej strony SLD traci celebrytę, który i dobrze prezentował się w mediach i
posiadał łatwość komunikacji z innymi politycznymi ugrupowaniami czy organizacjami.
Brak Kalisza będzie sporą stratą wizerunkową, bo Sojusz znacznie bardziej
będzie „jednolitym monolitem”, dość mocno zabetonowanym wokół wytycznych
Millera. I nie mam tu na myśli skrajnie różnych poglądów, które ostatnio
prezentuje Platforma np. w sprawie związków partnerskich czy homoseksualizmu.
Różnice ideowe między Kaliszem i SLD są znikome, jeśli w ogóle są, i nie
stanowiły zagrożenia, jakie niesie za sobą Gowin w PO. Trudno mi więc znaleźć
inne wytłumaczenie dla zawieszenia Kalisza niż próba trzymania Sojuszu twardą
ręką prezesa partii.
"Powrót Aleksandra Kwaśniewskiego do polityki z otwartymi ramionami przywitałoby 16 proc. ankietowanych, a 26 proc. "raczej" byłoby z tego zadowolonych. Równocześnie 25 proc. pytanych "raczej" nie chciałoby widzieć takiego scenariusza, a 23 proc. wyborców "zdecydowanie nie""
sondaż SMG/KRC dla TVN [5]
sondaż SMG/KRC dla TVN [5]
W tle tego sporu mamy sondaże dotyczące poparcia dla partii
politycznych. A poparcie dla SLD i Ruchu Palikota jest w przypadku sporu Kalisza
z Millerem przysłowiowym języczkiem u wagi. O ile poparcie dla obu ugrupowań
znajduje się od dłuższego czasu między progiem wyborczym i 13% poparcia [4], o
tyle w rankingach dotyczących wyborów do Parlamentu Europejskiego Palikot
zdecydowanie prowadzi, 17% wobec 11% SLD [5]. Oczywiście należy uwzględnić
efekt nowości, aferę wokół fotela wicemarszałka Sejmu i barwnych acz głupich
wypowiedzi samego Palikota, więc nie traktowałbym tych wyników jako specjalnie wartościowych.
Dotyczą dość dynamicznej chwili i wraz z
uspokojeniem sytuacji będą się zmieniać. Natomiast i dla Millera i dla Kalisza
stanowią sygnał możliwych tendencji, którego nie sposób zignorować. A biorąc
pod uwagę doświadczenie obu na szczytach polityki, dokładnie rozważają
wszystkie możliwe scenariusze. A przynajmniej te prawdopodobne. Co wybiorą? Czy
bardziej Kaliszowi będzie zależało na SLD czy Millerowi na Kaliszu?
"Działam na rzecz nowoczesnej lewicy, po to, by obywatele chcieli na nią głosować. Ona musi być oparta na obywatelach; nie może funkcjonować dla samej siebie"
Ryszard Kalisz [2]
Ryszard Kalisz [2]
Szczerze mówiąc, gdyby SLD było firmą, można by rzec, że
zdycha. Próby odmłodzenia zakończyły się fiaskiem. Leonardo di Caprio polskiej
lewicy nie sprawdził się. Napieralski był porażką wizerunkową na całej linii.
Powrót Millera nie wpłynął na poziom zaufania do Sojuszu. SLD to wciąż ci sami
ludzie, wbici w te same role, coraz mocniej fortyfikujących się w swoich
lewicowych okopach. Problem w tym, że, metaforycznie rzecz ujmując, linia
frontu politycznej walki coraz mocniej od tych okopów oddala się. Słowa George’a
Orwella, który stwierdził: „Lewicowość jest czymś w rodzaju fantazji
masturbacyjnej, dla której świat faktów nie ma większego znaczenia” [cyt. z
pamięci] dla coraz większej części społeczeństwa mają coraz więcej sensu. A tym
samym owa sztandarowa lewicowość staje się anachronizmem, na którym nawet
Leszek Miller nie zbuduje sukcesu.
Czy więc Ryszard Kalisz odejdzie do Palikota? Ciekawe
pytanie. Odpowiedź zależy od oferty Ruchu, znaczenia Kalisza w nowej partii,
składu wierchuszki i pewnie jeszcze wielu innych elementów. Z drugiej strony
pozostaje SLD, które stacza się po równi pochyłej i od lat nie ma żadnego
pomysłu na przyszłość. Partyjny curling nic nie da, pozbywanie się
potencjalnych Brutusów Cezarowi Sojuszu też się nie przysłuży. Co prawda
zmniejszy szanse na swój dramatyczny koniec, ale w wymiarze ugrupowania nic nie
zyska. Ryszard Kalisz ma dylemat, ale znacznie większy problem ma SLD. Chociaż
nie wiem, czy zdaje sobie z tego sprawę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz