Nie wojenka PO – PiS, nie SLD – Palikot, nie Kalisz – Miller,
nie Tusk – Schetyna i nie cała masa mniej czy bardziej personalnych konfliktów,
którymi polska polityka żyje, a nawet stoi. Nasz kraj coraz mocniej definiuje
starcie na linii stosowania katolickich dogmatów w praktyce i otwartości w
przeciwstawianiu się im.
za onet.pl |
Powyższy nagłówek nie jest przypadkowy. Duża część
społeczeństwa i większość prawicowych polityków kieruje się w życiu prywatnym i
publicznym dogmatami, wprowadzonymi przez katolickie władze na przestrzeni
ostatnich kilkunastu wieków. Dogmatami, które w taki czy inny sposób były potrzebne
klerowi do zdobycia wpływów, władzy, majątków czy pozbyciu się konkurencyjnych schizm.
Historia Kościoła to jedne z najgrubszych tomów związanych z opisem dziejów
świata. I co więcej – tomów, do których stale dopisujemy nowe rozdziały. A
najnowsze zapisy, wbrew tendencjom panującym na zachodzie Europy, są coraz
mocniej związane z zapisami dotyczącymi funkcjonowania państwa.
"Ja jestem starej daty i nie myślę się zmienić. Rozumiem, że są różni ludzie, różnej orientacji i mają prawo do swojej różności. Tylko niech nie wchodzą w organizację rzeczy przez wieki rozwiązanych"
Lech Wałęsa [2]
Lech Wałęsa [2]
Obserwując scenę polityczną, spory ideowe w Sejmie czy
koncepcje płynące z Kościoła i mediów Tadeusza Rydzyka [Czy Ojciec Rydzykniszczy polski Kościół?], trudno wyciągnąć inne wnioski niż te, że strona prokościelna
jest silna, mocno okopana w swoich wierzeniach i w poczuciu racji oraz że
skutecznie próbuje narzucać swoje zdanie grupom mniejszościowym, stojących w
mniejszym czy większym stopniu w opozycji do zasad uznanych przez Kościół za
nadrzędne.
Czy jedną z nich jest grupa otwarcie przeciwstawiająca się
próbom narzucenia katolickich zasad całemu społeczeństwu? Czy może grupa
zdeprawowanej mniejszości, kilku procent społeczeństwa uparcie domagających się
spełniania swoich chorych postulatów? Czy może mniejszości, która próbuje
narzucić swoje przekonania większości? Wymóc respektowanie swoich praw czy
szacunek dla chorych zboczeń?
"Za legalizacją związków partnerskich kobiety i mężczyzny odpowiedziało się 85 proc. badanych, przeciw było 11 proc. Natomiast w przypadku związków osób tej samej płci możliwość sformalizowania relacji akceptowała jedna trzecia badanych (33 proc.), a trzy piąte (60 proc.) był jej przeciwna"
CBOS, luty 2013 [5]
CBOS, luty 2013 [5]
Podobnie jak zwolennicy wprowadzania zasad katolickich do
sfery profanum dzielą się na szereg grup różniących się w dalekosiężności swoich
żądań, tak i opozycja do nich różni się w głębokości proponowanych rozwiązań nastawionych
na realizację praw mniejszości w społeczeństwie. Na najbardziej ogólnych
poziomach obu grup koncepcje przez nie prezentowane są dość proste. Po obdarciu
otoczki filozoficznej zostaje nam żądanie zwiększenia wpływu religii katolickiej
na strefę sacrum a z drugiej strony domaganie się zmniejszenie tego wpływu. Na
pozór podział dokonany przeze mnie w nagłówku mija się więc z prawdą. Ale tylko
na pozór.
"Tzw. Propozycja 8, czyli zakaz małżeństw osób tej samej płci w Kalifornii, narusza 14. poprawkę do konstytucji o gwarancji równych praw dla wszystkich "
Departament Sprawiedliwości USA w piśmie do Sądu Najwyższego w sprawie unieważnienia zakazu takich związków w Kalifornii, wprowadzonego w roku 2008. [6]
Departament Sprawiedliwości USA w piśmie do Sądu Najwyższego w sprawie unieważnienia zakazu takich związków w Kalifornii, wprowadzonego w roku 2008. [6]
Mechanizmy, które stosuje Kościół od początku transformacji
ustrojowej, stale zwiększając wpływ katolickich zasad na prawo a Kościoła na
państwo, doprowadziły nas do chorego stanu, w którym w pełni uzasadnione jest
domaganie się zmniejszanie tego wpływu. I tutaj pojawia się problem. O ile kler
świetnie radzi sobie z realizacją swoich planów trzymania państwa w ryzach
uzyskanych przywilejów, o tyle państwo ma poważny kłopot w ich zmniejszaniu i wprowadzaniu
bardziej liberalnych zasad życia. Przykładami są między innymi sprawa aborcji,
związków partnerskich, Konkordatu, religii w szkołach, in vitro. Przyczyną tego
nawet nie jest niechęć czy brak odwagi liberalnej części polityków do wprowadzania
zmian, ale poparcie dla partii politycznych, w zdecydowanej większości
skierowanej ku prawicy i centroprawicy. A w konsekwencji odpowiadający takiemu
stanowi podział mandatów w Parlamencie w dużej mierze uniemożliwiający
prowadzenie nowoczesnej polityki społecznej. Co było ostatnio do zaobserwowania
przy okazji sejmowych, i poza sejmowych, debat nad projektami ustaw o związkach
partnerskich.
Wpływ Kościoła na porządek prawny nie jest konsekwencją
miłości Polaków do prawicy. Wpływ Kościoła na społeczeństwo jest przyczyną
takiego a nie innego stanu polskiej sceny politycznej. Swoje trzy grosze
dorzuca też sytuacja na coraz bardziej oderwanej od realiów lewicy, miotającej
się wewnątrz własnych sporów. De facto, przeciwnicy narastania wpływu Kościoła
i zwolennicy liberalizacji prawa w kategoriach społecznych nie mają wielu opcji
wyrażania swojego sprzeciwu. A otwartość w przeciwstawianiu się katolickim
dogmatom w życiu jest jedną z niewielu możliwości, jakie pozostają.
Dlatego jestem pełen podziwu dla akcji „Rodzice, odważcie
się mówić” [1]. To oczywiście nie zmieni ani nastawienia fundamentalistów do
kwestii tolerancji i równouprawnienia, co jak zwykle z wrodzonym sobie
wdziękiem wyraził Lech Wałęsa [2]. Ale być może zmobilizuje sporą część
społeczeństwa, która biernie przygląda się zmianom zachodzącym w Polsce. Może
uda się ruszyć ich do wyborów, może dzięki temu pojawi się możliwość realnego
odsunięcia Kościoła od wpływu na państwo. I może przełoży się to na zmiany w
prawie dostosowane do społeczeństwa XXI wieku?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz