Burza wywołana różnym głosowaniem w sprawie projektów ustaw dotyczących
związków partnerskich wśród posłów rządzącej partii, okazała się „nieporozumieniem”
[1]. Informacje płynące w ostatnich dniach z Sejmu, które wywołały prawdziwe
poruszenie społeczne, liczne komentarze, masowy wysyp opinii, postów, aktywności
na forach były efektem niedoskonałej komunikacji w ramach rządu. „Drobnym
błędem”, polegającym na przepływie informacji między ministrem sprawiedliwości
i premierem. Kwestia została przeanalizowana, przedyskutowana i rozwiązana.
Problem z głowy.
mem za fot. PAP / Rafał Guz |
licencja: (CC) Creative Commons |
"Nie rozumiem dlaczego za nielojalność mianoby uznać wystąpienie ministra, który do reprezentowania rządu został upoważniony przez Kancelarię Premiera. Ja byłem upoważniony do reprezentowania stanowiska rządu "
Jarosław Gowin [1]
Jarosław Gowin [1]
Ale może rozmowa z premierem coś zmieniła? Jarosław Gowin
stwierdził, że nie interesuje go, w jakim związku żyją dwie osoby tej samej
płci [1]. Co, biorąc pod uwagę jego wcześniejsze deklaracje o związkach dwóch
kobiet lub dwóch mężczyzn [4], oznacza albo znaczną liberalizację poglądów,
albo zwykłą demagogię kojącą zszargane nerwy premiera. A biorąc pod uwagę
paranoiczne cytaty jego kolegów „po głosowaniu” (anty) jakiejkolwiek
liberalizacja stanowiska jest mało prawdopodobna.
"Przeanalizowaliśmy z panem premierem, jak doszło do tego nieporozumienia i ja rzeczywiście jestem wśród tych, którzy popełnili drobny błąd polegający na tym, że nie sprawdziłem czy informacja o tym jakie zajmuje stanowisko dotarła do pana premiera "
Jarosław Gowin [1]
Jarosław Gowin [1]
Oczywiście liberalizacja poglądów Gowina może być
nieodzowna. Stwierdzenie premiera, Donalda Tuska, iż istnieje szansa, że prowadzenie
polityki niezgodnej z linią partii doprowadzi do wyrzucenia niesubordynowanych
jednostek z jej szeregów, może mieć jakieś realne konsekwencje. A znając losy
partyjek wydzielanych bądź wydzielających się w medialnej burzy z partii macierzystych, jak PJN czy PR, Gowin
zrobi wszystko by przetrwać w rządzie i w PO aż do początków kampanii
wyborczej. A to oznacza, że musi albo iść na kompromis, albo uzgodnić z
premierem zasady koegzystencji w ramach Platformy. Sytuacja dość patowa. W
obecnej sytuacji na odejściu z partii i rządu więcej straci Jarosław Gowin niż
Donald Tusk i to przemawia za silniejszą pozycją premiera. Z drugiej strony
fundamentaliści mają wyjątkową niechęć do zmiany swoich pryncypiów. Na pierwszy
rzut oka, najbardziej prawdopodobnym, choć i najmniej korzystnym społecznie,
jest pozostawienie sprawy otwartej aż do czasu kampanii wyborczej. Czyli
klasyczne status quo (Wszystko nas różni, ale łączy władza).
"Jak komuś nie odpowiada funkcjonowanie w formacji politycznej, która ma zasady i cele, to może znaleźć się w każdej chwili poza nią"
Donald Tusk [2]
Donald Tusk [2]
Publiczne wyrażane przez Donalda Tuska nadzieje, że Jarosław
Gowin będzie zachowywał się lojalnie i nie będzie robił problemów przy okazji
ustawy o związkach partnerskich [5] można odczytywać dwojako. Po pierwsze, jako
apel do Jarosława Gowina, czy nawet bardziej do posłów Platformy, którzy
zgodnie z Gowinem głosowali. Wystarczy przecież „odzyskać” część szabel
gowinowych i spokojną pracą u podstaw odesłać ministra sprawiedliwości do
narożnika PO z którego już w ramach struktur partii się nie wygrzebie. Po
drugie, może to stanowić przygotowanie gruntu do jego dymisji.
"Jestem przekonany, że minister Gowin lekcje z tego, co się wydarzyło, pewne wnioski wyciągnął i nie będzie już tego typu problemów "
Donald Tusk [5]
Donald Tusk [5]
Który scenariusz wygra? Obstawiam pierwszy. Wilk syty i owca
cała. Wiele też zależy od tego, co przywiezie Donald Tusk z Brukseli. Im wynik
szczytu bliższy będzie obietnic wyborczych tym Platforma będzie pewniejsza
zwycięstwa w najbliższych wyborach. A to z kolei oznacza, że łatwiej będzie premierowi
zrezygnować z Gowina. Będzie ciekawie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz