piątek, 8 lutego 2013

Premier pojechał, tylko czy wróci?

Donald Tusk na szczycie w Brukseli. Pozostawił kraj na falach sporów ważnych i jednocześnie prowadzonych w sposób odbiegający od, delikatnie mówiąc, zdrowego rozsądku.

Wyjechał po dość mocnym sformułowaniu stanowiska w sprawie różnicy zdań pomiędzy nim i ministrem sprawiedliwości, Jarosław Gowinem, w kwestii związków partnerskich (O co chodzi w Platformie Obywatelskiej?). Wyraził swój optymizm, co do efektów szczytu UE ale i uzasadnione obawy. I pojechał.

Tylko czy po szczycie Donald Tusk wróci? Jeśli wróci, będzie musiał się zmierzyć z nową rzeczywistością. Nową w sensie ilościowym, jak i ilościowym. Rzeczywistością, której dynamika zmian pod nieobecność szefa rządu przyspiesza.

mem za fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta
licencja: (CC) Creative Commons
Wyjeżdżając z kraju premier mówił jeszcze o 300 mld złotych z unijnego budżetu, ale mówił to bez specjalnego przekonania. Od czasów wyborów parlamentarnych w Polsce sytuacja w Europie dość mocno się skomplikowała. Nie zmienia to jednak faktu, że Donald Tusk sam sobie tę poprzeczkę zawiesił i sam będzie przez nią przeskakiwał. Pewnie strąci, ale zawsze jest możliwość, że przeskoczy. Co dla wielu byłoby problemem. Tak na wszelki wypadek, gdyby jakimś cudem Donald Tusk prześlizgnął się nad wysokością 300 miliardów, Jarosław Kaczyński przesunął poprzeczkę wyżej. Na 470 [1]. Tam premier nie doleci. Oczywiście Prezes PiS trzyma kciuki za naszą reprezentację z szefem rządu na czele, ale nie oszukujmy się. Nie ma szans na takie rozwiązanie. A skoro tak, szczyt będzie całkowitym fiaskiem.


Nieco niżej, acz również sporo ponad wersję optymistyczną, poprzeczkę zawiesił premierowi Leszek Miller. W sumie na 400 miliardów. A nawet udzielił Donaldowi Tuskowi dobrej rady doświadczonego, europejskiego wyjadacza, aby łapał kasę i uciekał do Polski [1]. Nie wspomniał jednak nic o mniej optymistycznym scenariuszu, w którym szef rządu wraca na tarczy. Ze słów szefa SLD wnoszę, że może wracać niespiesznie.

"Premier Tusk powinien przywieźć z Brukseli 470 mld zł, przy dzisiejszym kursie euro. To jest i tak mniej niż jeszcze niedawno proponowano Polsce "
Jarosław Kaczyński [1]
Zgaduję, że w razie powrotu naszych z Brukseli bez wagonu banknotów w drobnych nominałach na 470 miliardów Jarosław Kaczyński ogłosi konieczność zmiany kadry. Oczywistą oczywistością jest, że byłoby inaczej, gdybyśmy na zawody do Brukseli wysłali inną reprezentację. Taką, która nie kłania się w pas, nie negocjuje, nie ma dłoni splamionych krwią. Innymi słowy – polskich patriotów. W skrócie PiS.


Wyborcy też to wiedzą.  Postanowili powiedzieć „dość” nieudolnym rządom Platformy Obywatelskiej i stworzyć nowy skład Parlamentu. Na razie straszą sondażami. Ale wynika z nich z jednej strony spadek popularności PO, z drugiej problem ze stworzeniem rządu przez inne ugrupowania. Aktualna większość traci więc społeczną legitymizację do dalszego sprawowania władzy. To oczywiście problem akademicki, bo Konstytucja jasno formułuje zasady funkcjonowania Parlamentu, ale pozwoli opozycji wszystkich kolorów złapać wiatr w żagle i, cóż, ujmę to słowami ministra spraw zagranicznych, Radosława Sikorskiego, „dożynać watahę”.

"Jest bardzo możliwe, że te 300 mld złotych, plus dodatkowe 100 miliardów na politykę rolną, będą w zasięgu ręki pana premiera. Gdyby kwoty z poprzedniego szczytu były aktualne, to radziłbym niech bierze te pieniądze i jak najszybciej ucieka z Brukseli do Polski"
Leszek Miller [1]
Donald Tusk po powrocie nie będzie miał łatwo. Zwłaszcza, że, jak się okazało, jest w związku partnerskim z Jarosławem Kaczyńskim [3, 4]. „Politycznym związku partnerskim”, jak to ujął Armand Ryfiński, poseł Ruchu Palikota. O ile koncepcja podciągnięcie Kaczyńskiego i Tuska pod związek partnerski jest w założeniach dość śmieszna i oryginalna, o tyle poseł Armand postanowił utopić ją w infantylnym rozszyfrowywaniu skrótów PiS, PO i POPiS oraz w spaleniu całkiem śmiesznej informacji o interpelacji poselskiej w sprawie przysięgi przed sądami na Biblię (Interpelacja nr 9881). Hemingway’em Sejmu poseł Armand nie zostanie. Za to koncepcja związku partnerskiego z szefem PiS niewątpliwie premiera zaskoczy. Może nawet rozbawi. Wkurzy? Nie powinna. Historia zna wiele podobnych związków partnerskich. Galileusz i papież Urban VIII, Juliusz Cezar i Brutus, Mozar i Salieri, Cromwell i Karol I. Na wszelki wypadek podam też stosowne przykłady dla posła Ryfińskiego: Podstępny Kojot i Struś Pędziwiatr, Tom i Jerry, James Bond i Doktor No. Związek obu naszych głównych polityków (wybacz Prezydencie) jak najbardziej wpisuje się w ten kanon.

Oprócz związku z Jarosławem Kaczyńskim Donald Tusk będzie się musiał również zmierzyć z przemyśleniami swojego posła, Johna Godsona, i jego koncepcjami na temat tolerancji i dyskryminacji (Poseł John Godson wyjaśnia co miał na myśli). Co ponownie sprowadza nas na temat ustawy o związkach partnerskich, dzięki czemu w razie klęski brukselskiej misji Donald Tusk będzie miał czym zająć społeczeństwo, a w razie sukcesu temat przywróci opozycja. I poseł Godson, który uporczywie przedłuża swoje pięć minut. 



2 komentarze:

  1. No, wreszcie porządna notka :)

    Uwagi techniczne dwie:
    - za mała czcionka, przynajmniej dla mnie
    - wszystko nas różni, ale łączy centrala.

    Nadiam, od poczęcia ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. No, dziękuję :) Mam nadzieję, że nie ostatnia ;) I jaka centrala? Langley?

    A co do czcionki - CTRL + "+"/CTRL + "-", odpowiednio zwiększa, zmniejsza czcionkę :)

    Dzięki za wpis,
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń