poniedziałek, 28 stycznia 2013

Czy Internauci zmienią posłów?


Zasadnicza koncepcja stojąca za systemem demokratycznym polega na sprawowaniu władzy przez większość obywateli. Czy to bezpośrednim, czy za pośrednictwem wybranych do tego celu przedstawicieli. Decyzje podejmowane są w imię potrzeb, pragnień i wizji przyszłości określonych przez większość społeczeństwa. Koncepcja słuszna. Chyba, że mówimy o demokracji parlamentarnej.

Na kilka tygodni stajemy się oczkiem w głowie polityków. Kochają nas, współczują, są z nami na dobre i na złe. Po zakończonym głosowaniu fundują nam pasjonujący wieczór dość przyziemnie nazwanym „wyborczym”, pełnym merytorycznych dyskusji, zachwytów nad wyborcami, podziękowań, obietnic, radosnych projekcji przyszłości bliższej i dalszej. A potem nastaje kolejny dzień.


"Myślę, że pan marszałek chciał być przede wszystkim lojalny w stosunku do Prezydium Sejmu, do pani marszałek Kopacz i przyjął pozycję obrony decyzji pani marszałek, ale zmienił stanowisko w słusznym kierunku"Leszek Miller, szef SLD
Wybrańcy narodu okazują się mieć mieszane uczucia w sprawach, co do których byli zdecydowani. W sprawach, co do których mieli mieszane uczucia są „otwarci na wszystkie propozycje”, a w sprawach w których byli „otwarci na wszystkie propozycje” okazują się być fundamentalistami bez odrobiny szacunku dla wyborców. Który po wyborach stał się bliżej nieokreślonym elektoratem. W sumie dość wkurzającym, i gdyby nie podatki, pewnie okazałby całkowicie nieistotny.

Po wyborach wybrańcy fundują nam „brak możliwości”, „czas na zastanowienie”, „brak środków w budżecie”, „trudności organizacyjne” a nawet „wzięcie pod uwagę różnych czynników” o których przy okazji kampanii wyborczej zapomniano. I nie ma znaczenia, kto akurat zajmie więcej foteli w Sejmie. Będzie tak samo. Co nieodmiennie przywodzi mi na myśl dwa cytaty. Parafrazując Janusza Korwina-Mikke: „Kto słucha polityków sam jest sobie winien”. I druga parafraza, swój rodowód wywodząca z drugiej strony Atlantyku, od Jona Stewarta: „Politycy, zdaje się, że chcę wam powiedzieć że nie wiadomo kogo tu winić: was, bo sprawiliście, że to wszystko wydawało się takie k**ewsko proste, czy nas, bo w to uwierzyliśmy” [1 2].

Ale – na końcu tego czarnego, ponurego tunelu traktowania społeczeństwa jak bezwolnych, bezmyślnych matołków do głosowania, pojawiły się niewielkie, ale jednak światełka. Pierwszym była sprawa ACTA. Pomijając sedno jej sprawy, rząd musiał zwrócić uwagę na opinię publiczną. Musiał zareagować, przemyśleć swoje decyzje i nawiązać dialog społeczny, w którym wpływ opinii publicznej musiał uznać. A na ACTA się nie skończyło.

mem za fot. Mateusz Baj / Agencja Gazeta)
licencja: (CC) Creative Commons
Sprawa nagród dla prezydium Sejmu. Kretyńskie wypowiedzi czy to ministra sprawiedliwości Jarosława Gowina o „dotrwaniu do pierwszego”, marszałek Kopacz „o zakładzie pracy” czy wicemarszałka Jerzego Wenderlicha warunkującej oddanie części premii na cele charytatywne od podobnego kroku podjętego przez dziennikarza prywatnej stacji radiowej wzburzyło Internautów. Na tyle, że wicemarszałkowie, pod mniejszym czy większym naciskiem władz swoich ugrupowań, postanowili oddać nagrody.

Fotoradary. Po ich przejęciu od gmin rząd Donalda Tuska postanowił wszystkie wpływy z mandatów przekazać do budżetu. A kwota niemała, szacowana na 1,5 mld złotych. Po licznych protestach tak gmin, jak i kierowców, rząd zdanie zmienił. Pieniądze z fotoradarów przekaże na drogi [3]. Dlaczego dopiero teraz? Oprócz stosów negatywnych wpisów na portalach nic w sprawie się nie zmieniło. Można więc postawić tezę, że Donald Tusk czyta. To dobry znak na przyszłość.

"Rozmawiałem z marszałkiem Kuchcińskim, on zawsze jest aktywny, jeśli chodzi o wspieranie inicjatyw charytatywnych, pieniądze przekaże na te cele. Nie otrzyma nagany za przyjęcie nagrody"Mariusz Błaszczak, szef klubu PiS
Ostatnia sprawa – ustawa o związkach partnerskich. Znów mamy do czynienia z licznymi wpisami negatywnie odnoszącymi się do postawy 46 posłów Platformy Obywatelskiej, skupionych wokół Jarosława Gowina [4]. Czy akcja wysyłania maili z protestem, demonstracja, a właściwie zbiorowy spacer, pod Sejmem, straszenie brakiem poparcia w najbliższych wyborach coś dadzą? I to jest zagadka!

Spory dzielą się z grubsza na dwie zasadnicze grupy. Pragmatyczne i ideologiczne. O ile spory pragmatyczne zawsze rozstrzyga bilans zysków i strat, jak w kwestii fotoradarów, ACTA czy prezydialnych nagród, o tyle spór ideologiczny pozostaje poza kwestiami politycznej ekonomii. Czy Jarosław Gowin ugnie się pod naciskiem opinii publicznej i zrezygnuje z uporczywego trzymania się katolickich, fundamentalistycznych dogmatów rodem z głębi średniowiecza czy wybierze drogę ustępstw? Być może potraktuje to w kategoriach zysków i strat, a być może pozostanie w strefie swych przekonań fundując społeczeństwu brak ustawy uwzględniającej stan faktyczny, a problem zamiatając pod dywan ideologicznego bełkotu.

mem za fot. Sławomir Kamiński, Agencja Gazeta)
licencja: (CC) Creative Commons
Z kolei premier, Donald Tusk, stosując powyższy podział, kieruje się jedynie politycznym bilansem. Z jednej strony pozostawienie Jarosława Gowina w rządzie oznacza, że automatycznie podpisuje się pod stosunkiem swojego ministra sprawiedliwości do społeczeństwa. Oraz pod jego chorymi wypowiedziami. Z drugiej strony dymisja oznacza w praktyce nowe wybory. Po których Platforma będzie miała problem ze stworzeniem rządu. Donald Tusk musi brać to pod uwagę kierując się zasadą stabilności państwa.

Osobiście zaryzykowałbym reorganizację Platformy Obywatelskiej. Koncepcja partii, która ma określony program a której każdy poseł głosuje jak mu się podoba nie ma szans przeżycia. Jeśli z losów ustawy o związkach partnerskich płynie jakaś nauka, to właśnie ta –skończyła się społeczna apatia. Jeśli politycy uporczywie będą lekceważyli społeczeństwo, społeczeństwo będzie uporczywie wywierać presję na politykach. I wiecie co? Wygra.

Donaldzie, Donku, Premierze. Teraz jest z kim przegrać – z Internautami.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz