Niekonstytucyjność związku partnerskiego jest dla Sądu
Najwyższego oczywista. Czym kierowali się sędziowie dochodząc do takich
wniosków? Czy nasza Konstytucja jest rasistowska? I czy małżeństwo albo
margines społeczny jest odpowiednią alternatywą w XXI wieku? Odpowiedzi według Sądu
Najwyższego.
Nie jestem konstytucjonalistą i żadną miarą nie roszczę
sobie prawa do oceny Konstytucji i zgodności jej zapisów z decyzjami
podejmowanymi przez sądy w Polsce. Co więcej, staram się wyroków nie komentować
a jedynie przyjmować do wiadomości i, jeśli w jakiejś mierze mnie dotyczą,
stosować. Jednak w tym przypadku muszę zrobić wyjątek. Zwłaszcza, że to nie
wyrok a opinia, a krytyka interpretacji Konstytucji przez Sąd popłynęła również
ze strony Konstytucjonalistów, jak dr Ryszard Piotrowski [1] czy prof. Piotr
Winczorek [2].
"To jest także wykładnia antykonstytucyjna, ponieważ oznacza dyskryminację w życiu społecznym ze względu na orientację seksualną albo stosunek do małżeństwa. A dyskryminacja jest wykluczona przez art. 32 konstytucji - ze względu na zasadę równości" dr Ryszard Piotrowski [1]
Cytując opinię Sądu Najwyższego: „Konstytucyjne znaczenie małżeństwa dla istnienia rodziny uzasadnia
szczególne unormowanie o charakterze protekcyjnym i promocyjnym w systemie
prawa. Nie mogą być one kwestionowane z powołaniem na inne normy konstytucji, w
szczególności art. 32 (zasada równości, zakaz dyskryminacji)” [3]. Jak jest
możliwe, że artykuł Konstytucji dotyczący równości i zakazu dyskryminacji,
przestaje być istotny w świetle art. 18 dotyczącego zupełnie innej kwestii? W
jaki sposób Sąd doszedł do tak absurdalnego wniosku, że w imię konstytucyjnego
małżeństwa kobiety i mężczyzny można jednoznacznie i wprost zezwalać na
konstytucyjne dyskryminowanie tak par homo- jak i hetero- seksualnych niebędących
w związku małżeńskim? Nie jestem w stanie inaczej odczytać intencji sędziów jak
tylko na modłę irańską.
"A gdyby ustawodawca przewidywał i godził się w art. 18 Konstytucji RP na dyskryminację osób ze względu na ich orientację seksualną? Wówczas cały art. 18 Konstytucji stałby się niekonstytucyjny, bo sprzeczny z art. 32 Konstytucji RP, który zakazuje dyskryminacji z jakiejkolwiek przyczyny." prof. nadzw. Monika Płatek, UW [5]
Co od razu rodzi kolejne skojarzenia. Czy taka interpretacja
Konstytucji nie sprawia, że Sąd Najwyższy stwarza możliwość do wprowadzenie segregacji
ze względu na stan cywilny? Sędziowie wyjaśniając możliwość zawarcia małżeństwa
przez kobietę i mężczyznę stwierdzili, iż oni: „powinni rozważyć korzyści, jakie są związane z zawarciem związku
małżeńskiego, oraz konsekwencje rezygnacji z tej możliwości” [3]. Czyli
jakie konsekwencje? Rozumiem, że małżeństwa mają określone korzyści, ale czy
rolą Sądu Najwyższego jest straszenie obywateli konsekwencjami życia niezgodnego
z poglądami Sądu? I czy powyższe zdania nie noszą znamion groźby?
Idąc dalej, warto się zastanowić czy Sąd Najwyższy
podkreślając przywileje jednej grupy dyskryminuje inne. Owszem, tak.
Dyskryminuje. Rozważając sytuację osoby homoseksualnej, która chce zawrzeć
związek małżeński Sąd stwierdził: „O ile
się na to zdecyduje, wbrew własnym preferencjom, prawdopodobna wydaje się
negatywna prognoza co do dobrego funkcjonowania małżeństwa i jego trwałości w
większości związków. Jeżeli nie chce (nie może) podjąć decyzji o zawarciu
małżeństwa, jej wybór ogranicza się do rezygnacji z życia rodzinnego (co jest
bardzo trudne i zwykle bywa źródłem cierpienia) albo pozostawania w związku,
którego ramy nie mogą zostać sformalizowane, mimo pragnień zainteresowanych”
[3]. Z całym szacunkiem do Sądu Najwyższego – jest to opinia nie tylko
absurdalna i niedorzeczna. Jest zwyczajnie chora. Nie wiem jak inaczej można
nazwać rozważanie tego typu małżeństw. Tak niewiarygodnych pomysłów nie było
nawet na najbardziej homofobicznych blogach i forach, z których głupota,
beztroska i zwyczajne chamstwo wylewa się szeroką rzeką. Jak? Jak, Sądzie
Najwyższy, można było coś takiego powiedzieć?
"Zapisy polskiej konstytucji nie wykluczają istnienia innych związków niż małżeństwo"prof. Piotr Winczorek [2]
Powyższy cytat jasno wyraża kierunek, w którym zmierza
interpretacja sądu. Czy Sąd Najwyższy kieruje się dobrem społecznym,
społecznymi realiami i normami, w jakich żyjemy, czy katolickimi dogmatami? Jak
można rozumieć słowa Sądu na temat „tradycyjnego”
modelu małżeństwa: „W takim modelu nie ma
miejsca dla instytucji o skutkach podobnych bądź identycznych do małżeństwa,
przewidującej inne, liberalniejsze zasady zawarcia i rozwiązania związku, ani
instytucji 'równoległej' do małżeństwa dla osób tej samej płci. Małżeństwo, w
sytuacjach typowych, oczekiwanych przez ustawodawcę, ma realizować funkcję
prokreacyjną i opiekuńczo-socjalizacyjną” [3]. Czy jest to równoznaczne z
odbieraniem dzieci rodzinom, które małżeństwem nie są? Skoro państwo oczekuje
prokreacji i opiekuńczości od małżeństw, wobec których nie ma alternatywy, to logicznie
wynika z tego, że od par żyjących bez ślubu oczekuje innych zachowań niż
opiekuńczość i socjalizacja? A tym samym państwo może domniemywać, że
nie-małżeństwa to podejrzany element. To logiczne. Dość. Ale na tym nie koniec!
Sąd Najwyższy uznał prawo ustawodawcy, w skrócie
parlamentarzyści, jak na przykład Jarosław Gowin, prawo do wpływania przepisami
na podejmowanie „racjonalnych decyzji
przez adresatów norm, co w konsekwencji może przyspieszać zmiany zachowań
uważane za korzystne albo opóźniać zmiany, które nie są korzystne”. Iran?
Tak, Iran w całej krasie! Iran może się od nas uczyć. I ta ich cała Rada
Strażników. Kto podejmuje decyzje, co jest korzystne a co jest szkodliwe? Wedle
jakich kryteriów? Czy szkodliwe rzeczy zostaną wprowadzone do Kodeksu Karnego
tak jak inne szkodliwe rzeczy? Co to znaczy „racjonalna
decyzja”? Widzimisię aktualnej większości parlamentarnej?
I coś jeszcze, co nie daje mi spokoju. Według Sądu
Najwyższego na ustawodawcy nie spoczywa konieczność "bezkrytycznego dostosowywania unormowań” do oczekiwań
poszczególnych grup obywateli. To, co w takim razie, w cywilizowanym państwie,
należy do obowiązków ustawodawcy? Dokładnie po to jest Parlament. Do
dostosowywania prawa do stale zmieniającego się świata. Nie „bezkrytycznego” dostosowywania. Ale dostosowywania.
Nic innego tak bardzo na parlamencie nie spoczywa, jak tworzenie prawa, które
respektuje sytuację gospodarczą, międzynarodową i społeczną. Po to są posłowie
i senatorowie. Nie po to, żeby robić z Parlamentu syf. Delikatnie mówiąc.
A dla Sądu Najwyższego pewien cytat. Może Sąd zna?
Miałem sen, iż pewnego dnia ten naród powstanie, aby żyć wedle prawdziwego znaczenia swego credo: „uważamy za prawdę oczywistą, że wszyscy ludzie zostali stworzeni równymi”.Miałem sen, że pewnego dnia na czerwonych wzgórzach Georgii synowie dawnych niewolników i synowie dawnych właścicieli niewolników będą mogli zasiąść razem przy braterskim stole.(...)Miałem sen, iż pewnego dnia moich czworo dzieci będzie żyło wśród narodu, w którym ludzi nie osądza się na podstawie koloru ich skóry, ale na podstawie tego, jacy są.
Martin Luther King, 28 sierpnia 1963, Waszyngton [4].
Faktycznie, jak się tego słucha to pora rzeczywiście zwiewać z tego pięknego kraju...
OdpowiedzUsuńMoże i czas najwyższy, ale który kraj przyjmie miliony uchodźców z powodów światopoglądowych? ;)
OdpowiedzUsuńDobrze, że są blogi na których ludzie mogą się wyładować, zamiast biegać po ulicach i bić Kogoś, bo ma jakiekolwiek inne poglądy niż Oni.
OdpowiedzUsuńA tak na marginesie po obu stronach są fanatycy i to Oni są przyczyną braku porozumienia.
Fakt, im bardziej postawimy się pod ścianą określonych poglądów tym trudniej nam zmienić przyjęte stanowisko. Taka "stopa w drzwiach" jakby to ujęli specjaliści od marketingu ;)
UsuńNie rozumiem dlaczego po obu stronach są fanatycy. Gdyby druga strona żądała zakazu zawierania związków małżeńskich, to zgoda. Każdy ma nieograniczony prawo do zawarcia małżeństwa, więc gdzie tu fanatyzm drugiej strony?
OdpowiedzUsuńFanatyzm o obu stronach, już wyjaśniam. Wszystko zależy od punku widzenia. O ile dla mnie fanatykiem jest np. Terlikowski o tyle dla Terlikowskiego fanatykiem jestem ja. Fakt - mniej drastyczne są żądania strony popierającej związki partnerskiej, ale to też jest zależne od konkretów. Dla mnie punktem granicznym jest adopcja przez pary homoseksualne. Pomimo przebrnięcia przez wnioski płynące z różnych badań sugerujących szkodliwość takich rodzin jak i pokazujących ich pełną normalność, póki co pozostaję sceptyczny. I tutaj mam granicę fanatyzmu - domaganie się prawa do adopcji nie jest uzasadnione naukowo i jako takie pozostawiłbym je do rozważenia w przyszłości. Ale zaznaczam - nie mówię nie.
Usuń