wtorek, 12 marca 2013

Polak, Węgier, dwa bratanki.


Demokracja według większości nową koncepcją nie jest i już wielokrotnie w różnych miejscach i czasach była stosowana. Z opłakanymi skutkami.

rys. Andrzej Mleczko
Wróciły czasy, kiedy Lech Wałęsa tłumaczy, co Lech Wałęsa powiedział mówiąc to, co wszyscy słyszeli.  Walczyłem, zwyciężyłem, demokracja, pluralizm, wolność dla wszystkich. Chociaż wolność w przypadku mniejszości należy stosować proporcjonalnie do wielkości mniejszości. Mniejsza mniejszość może nawet zasiadać w Sejmie, ale jeśli większość działań mniejszości kłuje Lecha w oczy, a nawet go terroryzuje, co najwyżej mogą pooglądać sejmowy budynek z zewnątrz. Najlepiej manifestując poparcie dla większości w atmosferze wzajemnego zrozumienia [1].


"Ja zawsze będę walczył o mniejszości, ale proporcjonalnie do ich wielkości"
Lech Wałęsa [1]
Na pierwszy rzut oka przemyślenia Wałęsy na temat demokracji to tylko jego prywatne opinie, bezmyślnie powtarzane przez media tak, jakby miały wpływ na Polskę bądź jakąkolwiek wartość merytoryczną. Mają jedynie wartość medialną, co widać po ilości artykułów, wywiadów i opinii, którymi gazety i telewizje uporczywie nas bombardują. Ale jeśli prześledzimy tragedie wielu krajów, wielu narodów i wielu mniejszości, i zadamy sobie trud dotarcia do wydarzeń je poprzedzających, wypowiedzi takich jak Lecha Wałęsy, pomimo całej jej bezmyślności, lepiej nie lekceważyć.

Pytając wprost – czy aktualna sytuacja na Węgrzech jest realnym zastosowaniem powyższej koncepcji demokracji? Czy większość może dyktować swoje prawa wszystkim obywatelom? Nie sądzę, aby Wałęsa zdawał sobie sprawę z praktycznych konsekwencji swoich słów ani z tego, by w ogóle zastanawiał się nad takimi sprawami. W przeciwieństwie do innych polityków, na czele z Jarosławem Kaczyńskim i Jarosławem Gowinem. Czy wydarzenia na Węgrzech są dla nich ostrzeżeniem czy zachętą?

"Na kilka godzin przed głosowaniem rzeczniczka Komisji Europejskiej zapowiedziała, że "w razie konieczności użyte zostaną wszelkie środki", aby na Węgrzech przestrzegane były rządy prawa."
za tvn24.pl [2]
Ujmując sprawę w telegraficznym skrócie: węgierski Parlament przegłosował zmiany w Konstytucji, na mocy których Parlament będzie decydował m.in. o legalizacji kościołów. Wzmocnione zostało małżeństwo jako związek kobiety i mężczyzny, zakazane prowadzenie kampanii wyborczych w mediach komercyjnych czy umożliwienie karania bezdomnych za pojawianie się „w określonych obszarach przestrzeni  publicznej” [2]. Do kompletu ograniczono możliwość działania Trybunału Konstytucyjnego a sprawy sądowe będą podlegały nowej instytucji, Narodowemu Urzędowi Sądownictwa. Dramat? Tak, ale z całą pewnością nie dla wszystkich.

W pełni solidaryzuję się z Bratankami w ich protestach przeciwko stosowaniu demokracji, w której decyduje większość. Patrząc na ograniczenie roli Trybunału Konstytucyjnego nawet trudno powiedzieć czy to jeszcze demokracja czy już dyktatura. Węgrzy mają problem, Unia ma problem, Polska również. Nie dlatego, że dotyka nas to w jakiś bezpośredni sposób. Dlatego, że podobny scenariusz możliwy jest i u nas!

Zerkając na stan naszej sceny politycznej wyraźnie widać zdecydowaną dominację dwóch partii: PO oraz PiS. Problem w tym, że o ile PiS to przysłowiowy „jednolity monolit” o tyle Platforma to duży organizm wielokomórkowy. Coś na wzór państwa dzielnicowego znanego z historii Piastów. I tak jak w dawnych czasach tak i obecnie w PO, „król” nie stanowi o jego trwałości. Platforma się rozleci. Co dalej?

"Poprawki - dodał - budziły "poważne obawy, że mogą osłabić standardy demokratyczne na Węgrzech"; możliwe jest, że będą miały negatywny wpływ na rządy prawa i przestrzeganie praw podstawowych"
Martin Schulz, przewodniczący PE, za tvn24.pl [2]
Rozpad partii Donalda Tuska niewątpliwie zmniejszy dla niej poparcie. Pytanie o ile, i o ile przełoży się to na wzrost poparcia dla PiS i jego przystawek? Czy Jarosław Kaczyński, wsparty częścią PO skupioną wokół Gowina, Solidarną Polską i całą masą prawicowych kanap będzie w stanie zdobyć większość mandatów w Parlamencie? Jak bardzo cena, jaką za poparcie zażąda Episkopat, odbije się na prawach mniejszości? Czy nowa IV RP będzie budowana na fundamencie koncepcji głoszonych przez polski Kościół? I bynajmniej nie są to rozważania oderwane od rzeczywistości czy pozbawione podstaw. Są jak najbardziej wpisane w możliwe realne scenariusze.

Patrząc przez pryzmat Węgier na słowa Wałęsy – czy demokracja rzeczywiście oznacza prawa „proporcjonalne” do wielkości danego środowiska? Czy ostatni spór w Sejmie dotyczący związków partnerskich dotyczył tylko tego zagadnienia, czy stanowił dyskusję o fundamentach państwa, w którym większość ustala zasady życia mniejszości, nawet wbrew realnej sytuacji? Słuchając biskupów, Wałęsów, Gowinów czy Godsonów mam poważne wątpliwości, czy Węgry nie są dla nich punktem odniesienia, do którego będą dążyli w swoich poczynaniach.

Do czego zmierzam? Do demokracji w praktyce. Ten artykuł nie powstał z troski o Węgrów czy z obowiązku odniesienia się do słów Lecha Wałęsy. Artykuł został napisany ku przestrodze dla wszystkich, którzy nie mają na kogo głosować i na wybory pójść nie zamierzają. Ja też nie mam. Ale mam przeciwko czemu.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz