poniedziałek, 8 kwietnia 2013

Dryfując ku przepaści.

Co ma wspólnego rezygnacja z budowy nowych bloków w Elektrowni Opole z wielką operacją PiS stworzenia 1,2 miliona nowych miejsc pracy?

Klika dni temu PGE ogłosiła oficjalnie rezygnację z inwestycji w nowe moce wytwórcze, które miały powstać w Elektrowni Opole. Argumentacja zarządu jest prosta – ten projekt nie przełoży się na wzrost wartości spółki dla akcjonariuszy. Co oczywiście z punktu widzenia prezesa PGE, Krzysztofa Kiliana, ma zapewne dużo sensu, ale z punktu widzenia głównego akcjonariusza, Skarbu Państwa, sprawa nie jest tak oczywista.


"Liczymy, że do 2016 r. zbudujemy w ten sposób 200 MW rezerwy. Wtedy będziemy mieli szansę zarządzać kilkugodzinnym szczytem zużycia i nie budować mocy wytwórczych, które działałyby tylko w szczycie"
Henryk Majchrzak, prezes PSE [1]
Polska Grupa Energetyczna, PGE, nie jest spółką tak do końca komercyjną. Przynajmniej w ogólnych założeniach. Jej głównym zadaniem było zapewnienie bezpieczeństwa energetycznego kraju. Dominujący w akcjonariacie państwowy udział miał zapewnić władzom kontrolę nad długofalowym planem zapewnienia Polsce pewnego i stabilnego zaopatrzenia w energię. Plan nie był zły. Problem tkwi w jego realizacji. A dokładniej w braku jakiejkolwiek długofalowej polityki energetycznej. Co świetnie wpisuje w brak innych długofalowych planów, ale w tym przypadku mówimy o poważnym zagrożeniu bezpieczeństwa, stabilności czy wręcz suwerenności kraju.

Rezygnacja z rozbudowy Opola pokazała kolejną słabość władzy w Polsce. Brak kontroli nad strategicznymi zasobami i braku jakiejkolwiek wizji rozwoju kraju. A nawet braku koncepcji zabezpieczenia go od strony strategicznej. Jednym z priorytetów przyszłości jest bezpieczeństwo energetyczne i to na władzach spoczywa obowiązek jego zapewnienia. Tymczasem rząd, a mówiąc wprost, personalnie Donald Tusk, odpowiada za poświęcenie go na rzecz uzyskania wyższej dywidendy ze spółki na bieżące potrzeby budżetu. Zastępując przy okazji politykę bezpieczeństwa energetycznego tworzeniem bliżej nieokreślonej wizji budowy elektrowni atomowej czy wydobycia gazu łupkowego. Wizja, podobnie jak dywidenda, nie wytworzą energii. A bez możliwości jej zapewnienia nie będziemy brani pod uwagę, jako miejsce, w którym opłaca się inwestować.

"Jeśli chodzi o pracę, jest gotowy, przedstawiony, przygotowany projekt PiS wielkiej operacji na 1,2 mln nowych miejsc pracy na wsi i w małych ośrodkach, takich jak to miasto"
Jarosław Kaczyński [2]
Rezygnacja z budowy nowych bloków będzie miała wpływ nie tylko na akcjonariuszy PGE. To również ogromny wpływ na państwo. Z jednej strony to duży, negatywny wpływ na sektor budowlany, z drugiej zmniejszenie zapotrzebowania na węgiel kamienny a tym samym spadek jego cen i ewentualną konieczność wyłączania kopalń, co będzie się wiązało z pokaźnymi kosztami dla budżetu. Dodając do tego zamykanie starych, nieefektywnych bloków wytwórczych dokładamy sobie malejącą podaż energii a tym samym wzrost jej cen. Co już bezpośrednio odnosi się do koncepcji Jarosława Kaczyńskiego tworzenia miejsc pracy.

Otóż nie będzie w Polsce dodatkowych 1,2 miejsc pracy. Za kilka lat obudzimy się w kraju, w którym brakuje rezerw mocy a tym samym nie będziemy w stanie zapewnić podstawowej infrastruktury do budowania nowych zakładów produkcyjnych czy nawet usługowych. Nie będzie nowych inwestycji, bo istnieje duża szansa, że państwo, poprzez swoje spółki zależne, nie będzie w stanie zapewnić podstawowego zasobu w gospodarce XXI wieku – energii elektrycznej.

Dlaczego politycy nie rozmawiają właśnie o tym? O ile rozumiem partie PiS i SLD, które utraciły kontakt z rzeczywistością dawno temu i ich polityka sprowadza się jedynie do polityki obiecankowo-życzeniowej, o tyle Platforma wydawała się zachowywać resztki wiary w to, że Polska przetrwa jeszcze co najmniej kilkanaście lat. Ale wszystko wskazuje na to, że to jednak tylko złudzenie.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz