środa, 22 maja 2013

Wyjechać z Polski? Zostać? Opcji przybywa.

Powoli odchodzą do lamusa czasy, w których takie wartości jak własne mieszkanie, praca czy rodzina trzymały nas w jednym miejscu, z którym związaliśmy swoje życie. Odchodzą? Właściwie odeszły.

mem za: link
licencja: (CC) Creative Commons

Przybywa krajów, w których jesteśmy równie mile widziani, jak obywatele innych państw, z definicji reprezentujący wyższą kulturę, posiadający lepsze wykształcenie czy zasobniejszy portfel. Przeprowadzka jest więc jak najbardziej możliwa i realna. Co zostawimy za sobą? Rodzina, z którą i tak mamy czas spotkać się jedynie od święta, nie przejmie się specjalnie tym, że wyprowadzimy się z Warszawy aż za Kraków. Np. do Grecji, Włoch czy Hiszpanii. Zatęsknimy? Nie ma problemu! Za kilkaset złotych polecimy do kraju. Praca? Zdalna, przez Internet. Języki? Szkoła obok szkoły, native speakerzy, zajęcia w grupach albo indywidualne. Koszty życia tam? Porównywalne. Jeśli nie niższe. Wady?


Kraje południa pozostają sporą niewiadomą, jeśli chodzi o ich przyszłość gospodarczą. Nie wdając się w szczegóły, czy to Grecja, czy Włochy, czy Hiszpania pozostaną w stagnacji gospodarczej jeszcze ładnych kilka lat. Wychodzenie z obecnego kryzysu to również duże koszty społeczne. Spore ryzyko prowadzenia firmy, wysokie bezrobocie, spadek poziomu usług publicznych, wzrost przestępczości, rosnące podatki i opłaty. Można wyliczać bez końca. I trzeba o tym pamiętać przy podejmowaniu decyzji. Z drugiej strony…


Z drugiej strony, czy nie zmierzamy w stronę kondycji państw południa Europy? Coraz więcej elementów wskazuje na to, że Rzym, Ateny czy Madryt są znacznie bliżej Warszawy niż nam się wydaje. Nie tylko w kategoriach komunikacyjnych, ale także sytuacji ekonomicznej. Mamy mocniejszy system bankowy, kryzys na rynku nieruchomości nie okazał się dramatyczny, gospodarka zwalnia, ale również bez specjalnej dynamiki, bezrobocie utrzymuje się na wysokim poziomie, ale dość stabilnym. Możemy spać spokojnie?

Absolutnie nie! Daleki jestem od czarnych wizji przyszłości snutych przez niektórych ekonomistów, ale i bardzo sceptyczny, co do koncepcji głoszonych przez polityków koalicji. Brak reformy finansów publicznych stawia nas w bardzo, bardzo niekorzystnej sytuacji w przypadku załamania gospodarczego. Nie jesteśmy w strefie Euro, więc nikt za nas umierał nie będzie. Wyprzedaż resztek majątku narodowego, likwidacja OFE, wprowadzenie kolejnych opłat i podatków zadziała na krótką metę, ale na dłuższą żadna polityczna siła nie przedstawiła jakiegokolwiek spójnego i realnego programu. Nawet w zarysach. Bać się? Pewnie!

Nie ma nic gorszego niż brak wizji przyszłości i brak koncepcji radzenia sobie z zagrożeniami, które już widać i które powoli zaczynają się realizować. A przecież nie wspomniałem jeszcze o najważniejszym z zagrożeń, z którym Polsce przyjdzie się zmierzyć. I nie będzie to szara strefa, deficyt, dramat systemu emerytalnego czy rosnąca dziura budżetowa. Tym zagrożeniem jest emigracja. Już nie podatkowa. Fizyczna emigracja obywateli, którzy teraz płacą w Polsce podatki dochodowe, VAT w cenie cukierków, akcyzę w papierosach czy ubezpieczenie zdrowotne liczone od pensji. A przy okazji statystycznie nie chorują. Czy budżet i kraj są na to przygotowane?

Ależ skąd! Budżet oparty jest na koncepcji, że przychody będą rosły. Zapewne ministerstwo finansów testuje wersje, w których przychody maleją, inflacja rośnie a tym samym rosną wydatki. Tylko czy taki budżet uda się domknąć nie spychając kraju na skraj bankructwa? Albo, parafrazując Władysława Gomułkę, robiąc na tym skraju decydujący krok naprzód?


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz