czwartek, 7 marca 2013

Lewicowa egzystencja, czyli rozterki Kalisza.

Po zakończeniu jednego burzliwego serialu z Donaldem Tuskiem i Jarosławem Gowinem w rolach głównych, wolny czas mediów i telewidzów postanowili wypełnić Leszek Miller i Ryszard Kalisz.

mem za kaderem z "Matrix"
licencja: (CC) Creative Commons
Z jednej strony wojujący statutem Leszek Miller i zdecydowana większość zarządu SLD, z drugiej strony Ryszard Kalisz zasłaniający się swoim dorobkiem w partii [1, 2]. A gdzieś w tle aktualne sondaże wskazujące, że powrót Aleksandra Kwaśniewskiego do polityki niekoniecznie jest pomysłem trafionym [5]. Głosy wyrażające zadowolenie z tego faktu i dezaprobatę rozkładają się mniej więcej po połowie, co źle wróży na przyszłość, której jedną z cech szczególnych jest, generalizując, gwałtownie spadające poparcie dla nowych, politycznych koncepcji. Czego wiele inicjatyw doświadczyło i jeszcze nie raz doświadczy.


"Ja jestem najlepszym przykładem, że można opuścić SLD i do niego wrócić, a nawet zostać wybranym przewodniczącym"
Leszek Miller [1]
Polityka to sport dość brutalny. Może nie tak bardzo jak curling, ale wybijanie przeciwnika do delikatnych zajęć nie należy. Jak to kiedyś ujął Leszek Miller: „W Polsce topór wojenny zakopuje się razem z wrogiem” [cyt. z pamięci]. O czym szef SLD świetnie pamięta, przypominając, jak swego czasu SLD go nie zakopało, dzięki czemu wrócił i niczym mityczny bohater stanął znów na czele partii. I raczej on sam tego błędu nie popełni. Wybicie Kalisza poza krąg SLD pozbawi go możliwości powrotu do struktur partii na wiele lat, a przynajmniej do czasu abdykacji Leszka Millera. Można by rzec: „no nareszcie”, „tak się skończyć musiało”, ale w sumie trochę żal.

"Żaden członek SLD, a tym bardziej członek najwyższych władz partii, nie może działać na rzecz innego ugrupowania. Jeżeli Ryszard Kalisz chce być łącznikiem między innymi ugrupowaniami czy organizacjami, to może nim być jedynie jako łącznik SLD"
Joanna Senyszyn [3]
Z jednej strony rozumiem Millera, który nie może pozwolić, żeby wysokiej rangi działacze partii popierali konkurencyjne inicjatywy [Rząd techniczny, inicjatywa obywatelska], z drugiej strony SLD traci celebrytę, który i dobrze prezentował się w mediach i posiadał łatwość komunikacji z innymi politycznymi ugrupowaniami czy organizacjami. Brak Kalisza będzie sporą stratą wizerunkową, bo Sojusz znacznie bardziej będzie „jednolitym monolitem”, dość mocno zabetonowanym wokół wytycznych Millera. I nie mam tu na myśli skrajnie różnych poglądów, które ostatnio prezentuje Platforma np. w sprawie związków partnerskich czy homoseksualizmu. Różnice ideowe między Kaliszem i SLD są znikome, jeśli w ogóle są, i nie stanowiły zagrożenia, jakie niesie za sobą Gowin w PO. Trudno mi więc znaleźć inne wytłumaczenie dla zawieszenia Kalisza niż próba trzymania Sojuszu twardą ręką prezesa partii.

"Powrót Aleksandra Kwaśniewskiego do polityki z otwartymi ramionami przywitałoby 16 proc. ankietowanych, a 26 proc. "raczej" byłoby z tego zadowolonych. Równocześnie 25 proc. pytanych "raczej" nie chciałoby widzieć takiego scenariusza, a 23 proc. wyborców "zdecydowanie nie""
sondaż SMG/KRC dla TVN [5]
W tle tego sporu mamy sondaże dotyczące poparcia dla partii politycznych. A poparcie dla SLD i Ruchu Palikota jest w przypadku sporu Kalisza z Millerem przysłowiowym języczkiem u wagi. O ile poparcie dla obu ugrupowań znajduje się od dłuższego czasu między progiem wyborczym i 13% poparcia [4], o tyle w rankingach dotyczących wyborów do Parlamentu Europejskiego Palikot zdecydowanie prowadzi, 17% wobec 11% SLD [5]. Oczywiście należy uwzględnić efekt nowości, aferę wokół fotela wicemarszałka Sejmu i barwnych acz głupich wypowiedzi samego Palikota, więc nie traktowałbym tych wyników jako specjalnie wartościowych.  Dotyczą dość dynamicznej chwili i wraz z uspokojeniem sytuacji będą się zmieniać. Natomiast i dla Millera i dla Kalisza stanowią sygnał możliwych tendencji, którego nie sposób zignorować. A biorąc pod uwagę doświadczenie obu na szczytach polityki, dokładnie rozważają wszystkie możliwe scenariusze. A przynajmniej te prawdopodobne. Co wybiorą? Czy bardziej Kaliszowi będzie zależało na SLD czy Millerowi na Kaliszu?

"Działam na rzecz nowoczesnej lewicy, po to, by obywatele chcieli na nią głosować. Ona musi być oparta na obywatelach; nie może funkcjonować dla samej siebie"
Ryszard Kalisz [2]
Szczerze mówiąc, gdyby SLD było firmą, można by rzec, że zdycha. Próby odmłodzenia zakończyły się fiaskiem. Leonardo di Caprio polskiej lewicy nie sprawdził się. Napieralski był porażką wizerunkową na całej linii. Powrót Millera nie wpłynął na poziom zaufania do Sojuszu. SLD to wciąż ci sami ludzie, wbici w te same role, coraz mocniej fortyfikujących się w swoich lewicowych okopach. Problem w tym, że, metaforycznie rzecz ujmując, linia frontu politycznej walki coraz mocniej od tych okopów oddala się. Słowa George’a Orwella, który stwierdził: „Lewicowość jest czymś w rodzaju fantazji masturbacyjnej, dla której świat faktów nie ma większego znaczenia” [cyt. z pamięci] dla coraz większej części społeczeństwa mają coraz więcej sensu. A tym samym owa sztandarowa lewicowość staje się anachronizmem, na którym nawet Leszek Miller nie zbuduje sukcesu.

Czy więc Ryszard Kalisz odejdzie do Palikota? Ciekawe pytanie. Odpowiedź zależy od oferty Ruchu, znaczenia Kalisza w nowej partii, składu wierchuszki i pewnie jeszcze wielu innych elementów. Z drugiej strony pozostaje SLD, które stacza się po równi pochyłej i od lat nie ma żadnego pomysłu na przyszłość. Partyjny curling nic nie da, pozbywanie się potencjalnych Brutusów Cezarowi Sojuszu też się nie przysłuży. Co prawda zmniejszy szanse na swój dramatyczny koniec, ale w wymiarze ugrupowania nic nie zyska. Ryszard Kalisz ma dylemat, ale znacznie większy problem ma SLD. Chociaż nie wiem, czy zdaje sobie z tego sprawę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz